Lot z Warszawy przebiegł bez zakłóceń. Dania przywitała na nas piękną, słoneczną pogodą. Lądowanie na Kastrup jak kaczka na lodzie. Szybka odprawa. Patrząc, na walizki myślę, że wziąłem za dużo bagażów. Zawsze wypominałem to swoim córkom. Dziś popełniłem ten sam błąd. Na szczęście do Drag?r jest niedaleko. Z lotniska to tylko kilka kilometrów. Przed aerodromem na pewno znajdę Taxi Bagażowe. Niestety będzie konieczne. Znajomi Duńczycy, których postanowiłem odwiedzić po trzydziestu latach, wciąż żyją z zasiłku socjalnego. Nie mogę liczyć, że odbiorą mnie z lotniska. Siedzą na pewno w domu albo gdzieś w barze. Nawet jeśli nie ma ich w domu, to nic. Tylne drzwi od strony ogrodu zawsze są otwarte. Cobert i Vinche prowadzą dom otwarty. Dom jest dostępny dwadzieścia cztery godziny na dobę. Grono zaprzyjaźnionych z domem osób zachodzi w gościnę o każdej porze dnia i nocy. Pilot do telewizora zawsze leży w tym samym miejscu i każdy ma dedykowane miejsce, by postawić przyniesione ze sobą piwo. Mam sentyment do tego miejsca i ludzi. O tym jednak innym razem.